190 lat temu
wybuchło Powstanie Listopadowe. "Polacy! Wybiła godzina zemsty. Dziś
umrzeć lub zwyciężyć potrzeba!"
190 lat
temu, wieczorem 29 listopada 1830 r., w Warszawie wybuchło Powstanie
Listopadowe – zryw niepodległościowy skierowany przeciwko rosyjskiemu zaborcy.
Przez 10 miesięcy 140 tys. żołnierzy prowadziło bój z najsilniejszą
potęgą militarną Europy, odnosząc w niej poważne, ale niewykorzystane
sukcesy. Rozpoczęta insurekcja narodowa było największym wysiłkiem zbrojnym
w polskich walkach wyzwoleńczych XIX w.
Przygotowania do powstania
Wybuch Powstania Listopadowego poprzedziło
utworzenie w 1828 r. tajnego sprzysiężenia w Szkole Podchorążych
Piechoty w Warszawie, na którego czele stanął ppor. Piotr Wysocki.
Utworzenie organizacji było konsekwencją pogarszającej się sytuacji politycznej
w Królestwie Polskim. Sprzysiężenie, liczące ok. 200 członków
i mające kontakty ze środowiskiem studenckim, rozpoczęło
przygotowania do wystąpienia zbrojnego. Spiskowcy zamierzali opanować
stolicę i oddać władzę w ręce polityków cieszących się zaufaniem
społecznym, nazywanych starszymi w narodzie, m.in. Juliana Ursyna
Niemcewicza, Joachima Lelewela, Romana Sołtyka, Józefa Chłopickiego, Ludwika
Paca. Dlatego też sprzysiężenie Wysockiego nie przedstawiło wyraźnego programu
społeczno-politycznego ani nie przygotowało władz przyszłego zrywu.
Rok 1830 przyniósł w Królestwie Polskim
radykalizację nastrojów wśród robotników i rzemieślników, wynikającą m.in.
ze wzrostu cen żywności i z pojawiającego się bezrobocia.
W stolicy dochodziło do drobnych rozruchów, strajków, a nawet
ulicznych utarczek z oficerami rosyjskimi. Ta sytuacja wpłynęła
na postawę spiskowców. Zaczęli liczyć na wsparcie warszawiaków
w chwili rozpoczęcia starć.
Na wzrost napięcia w Królestwie
Polskim, a w rezultacie również na wybuch powstania, duży wpływ
miały także wydarzenia rozgrywające się w Europie. W lipcu wybuchła
rewolucja we Francji, a w sierpniu Belgowie rozpoczęli walkę
o niepodległość, której celem było oderwanie się od Holandii.
Te wystąpienia, jako sprzeczne z ustaleniami Kongresu Wiedeńskiego,
skłoniły cara Mikołaja I do rozpoczęcia przygotowań do zbrojnej
interwencji przeciwko Belgii i ewentualnie Francji.
Rozkaz
Ogłoszenie 19 i 20 listopada 1830
r. rozkazu stawiającego w stan pogotowia armię rosyjską i Królestwa
Polskiego zasadniczo wpłynęło na decyzję przywódców tajnej organizacji
Wysockiego o podjęciu natychmiastowych działań w celu rozpoczęcia
powstania. Reakcja ta wywołana była nie tylko obawą przed wspólną walką
z żołnierzami rosyjskimi przeciwko Francuzom i Belgom. Zdaniem
historyków spiskowcy domyślali się, że projektowana wyprawa wojenna
stanowiła zasłonę dymną przed wprowadzeniem do Królestwa oddziałów
rosyjskich w celu pacyfikacji kraju, zniesienia konstytucji
i likwidacji wojska polskiego. Ponadto część członków sprzysiężenia
zdawała sobie sprawę, że policja wykryła niektóre jego ogniwa
i wkrótce mogłyby nastąpić aresztowania.
Wybuch powstania
Wybuch zrywu wyznaczono
na 29 listopada na godz. 18. Początek Nocy Listopadowej tak
opisywał ppor. Piotr Wysocki:
O godzinie szóstej
dano znak jednoczesnego rozpoczęcia wszystkich działań wojennych przez
zapalenie browaru na Solcu w bliskości koszar jazdy rosyjskiej.
Wojska polskie ruszyły z koszar do wskazanych stanowisk.
Ja pośpieszyłem do koszar podchorążych. W salonie podchorążych
odbywała się wtenczas lekcja taktyki. Wbiegłszy do sali, zawołałem
na dzielną młodzież: Polacy! Wybiła godzina zemsty. Dziś umrzeć lub
zwyciężyć potrzeba! Idźmy, a piersi wasze niech będą Termopilami dla
wrogów!. Na tę mowę i z dala grzmiący głos: Do broni!
Do broni!, młodzież porwała karabiny, nabiła je i pędem
błyskawicy skoczyła za dowódcą. Było nas stu sześćdziesięciu kilku.
W nocy
z 29 na 30 listopada spiskowcom nie udało się zrealizować
wszystkich zamierzeń. Grupie atakującej Belweder z Ludwikiem Nabielakiem
i Sewerynem Goszczyńskim na czele nie powiodła się próba pojmania lub
zamordowania wielkiego księcia Konstantego.
Wszelkie nadzieje
i kalkulacje Wysockiego i jego podkomendnych opierały się
na założeniu, że należy zabić księcia Konstantego. Dążyli
do spalenia mostów między Warszawą a Petersburgiem. Wysocki zakładał,
że bez popełnienia tego morderstwa dojdzie do przejęcia władzy przez
kręgi konserwatywne, które ponad głowami buntowników, którym przewodzi podporucznik,
porozumieją się z carem i zakończą powstanie
— zauważył w rozmowie z PAP prof.
Michał Kopczyński z UW i Muzeum Historii Polski.
Część konspiratorów nie widząc umówionego
sygnału do rozpoczęcia walki, jakim było podpalenie browaru na Solcu,
nie przystąpiła do działania lub uczyniła to z opóźnieniem.
Pożar natomiast zaalarmował oddziały rosyjskie. W tym czasie
w Warszawie stacjonowało 6,5 tys. żołnierzy rosyjskich
i 9,8 tys. polskich. Podchorążowie z Łazienek po krótkich
starciach z przeważającymi liczebnie oddziałami rosyjskimi musieli
przebijać się w stronę pl. Trzech Krzyży. Idąc przez Nowy Świat
i Krakowskie Przedmieście zamieszkane przez bogate mieszczaństwo
i arystokrację, wznosili okrzyki „Do broni, Polacy!”, jednak reakcją
na ich wezwania było jedynie zamykanie bram i okiennic. Napotykani
przez spiskowców wyżsi rangą oficerowie polscy odmawiali udziału
w „młodzieńczej awanturze” i nie chcieli stanąć na czele
insurekcji. Część z nich za swój sprzeciw zapłaciła życiem.
W Noc Listopadową zginęło z rąk spiskowców sześciu polskich
generałów: Maurycy Hauke, Stanisław Trębicki, Stanisław Potocki, Ignacy Blumer,
Tomasz Siemiątkowski i Józef Nowicki oraz kilku innych polskich oficerów.
Wysocki miał także nadzieję, że oficerowie należący do sprzysiężenia
zdołają przeciągnąć na stronę powstania większość oddziałów Wojska
Polskiego. Część regularnych oddziałów polskich rzeczywiście opowiedziała się
za zrywem, jednak wiele polskich jednostek było zdezorientowanych
i albo zajęło stanowisko neutralne, albo pozostało pod komendą księcia Konstantego.
„Drugie
powstanie warszawskie”
Piotr Wysocki wciąż jednak liczył
na pozyskanie mieszkańców Starego Miasta, dlatego kierował się
w stronę Arsenału. W rozmowie z PAP historyk wojskowości
dr Adam Buława określił skalę insurekcji jako „drugie powstanie
warszawskie”, nawiązujące do wciąż żywego w pamięci pierwszego zrywu
mieszkańców Warszawy przeciw rosyjskim okupantom w kwietniu 1794 r.
Momentem zwrotnym Nocy Listopadowej stało się zdobycie przez warszawski lud
Arsenału. Nastąpiło to ok. godz. 21 przy współudziale żołnierzy
uwielbianego przez warszawiaków 4. Pułku Piechoty. Po północy jednostki
Wojska Polskiego popierające insurekcję razem z uzbrojonym ludem opanowały
rejon Starego Miasta, Arsenału i Powiśla, kontrolując także most
oraz Pragę.
W tym czasie oddziały rosyjskie
i jednostki polskie wierne wielkiemu księciu Konstantemu znajdowały się
na północy w okolicach pl. Broni oraz na południu w Al.
Ujazdowskich, gdzie dowodził sam ks. Konstanty. Neutralne jednostki polskie
stały na placach: Bankowym, Saskim i Krasińskich. Mimo przewagi wobec
niezorganizowanego ruchu podchorążych książę Konstanty nie zdecydował się
na szybkie stłumienie rewolty. Uważał, że „awanturę” muszą zakończyć
sami Polacy.
W ciągu nocy powstańcy opanowywali kolejno:
Leszno oraz place Bankowy i Saski. Ok. godz. 8 rano w ich rękach
znajdowało się już całe miasto z wyjątkiem pl. Broni i Al.
Ujazdowskich. Wielki książę Konstanty nie zdecydował się na szturmowanie
stolicy i wycofał wierne sobie oddziały do Wierzbna.
Wolna
stolica, podzielone społeczeństwo
30 listopada Warszawa była wolna, ale jej
społeczeństwo – podzielone. Najważniejszym wówczas pytaniem było, czy
podejmować otwartą walkę z Rosją, czy też szukać z nią kompromisu.
Jeszcze w nocy zebrała się Rada Administracyjna Królestwa Polskiego.
Wydana przez nią odezwa nawoływała do umiarkowania i spokoju. Dążenie
do wygaszenia zrywu wzbudziło niechęć podchorążych i ludu Warszawy.
Jednak wobec braku rządu powstańczego władzę przejęli konserwatyści. Próby negocjacji
z ks. Konstantym, podjęte przez Radę Administracyjną, która nie wierzyła
w powodzenie powstania i liczyła na porozumienie
z księciem, zostały storpedowane przez klub patriotyczny złożony głównie
z inteligencji, na którego czele stanął Joachim Lelewel,
a jednym z najaktywniejszych członków był Maurycy Mochnacki.
Rząd Tymczasowy
Na skutek nacisków klubu 3 grudnia
1830 r. powołano Rząd Tymczasowy pod przewodnictwem ks. Adama Jerzego
Czartoryskiego, a w jego skład wszedł m.in. Lelewel. Rokowania
z ks. Konstantym zakończono ustaleniem, iż znajdujące się przy nim
jednostki polskie wrócą do Warszawy, sam książę natomiast razem
z wojskami rosyjskimi odejdzie w stronę granicy.
W połowie grudnia było już jasne,
że większość armii Królestwa Polskiego zdecydowanie popiera walkę
o pełną niepodległość. Podobne nastroje dominowały też wśród posłów
sejmowych zjeżdżających do Warszawy. W tej atmosferze otwarto obrady
Sejmu, który 20 grudnia uchwalił ustawę o dyktaturze i nominował
na stanowisko dyktatora gen. Józefa Chłopickiego.
Radykalne nastroje panowały również
na łamach prasy. Wzywano nie tylko do podjęcia boju, ale tak jak
w przypadku innych polskich zrywów, także do solidarności
z innymi narodami.
Nie powstali Polacy przeciw
Rosjanom, lecz przeciwko władzy despotycznej. Nie mieli Polacy na celu
przelania krwi rosyjskim […] Nie okazali Polacy żadnej niechęci do Rosjan,
bo jej do narodu nie mieli. Owszem, Polacy pragną Rosjanom podać dłoń
bratnią do zrzucenia jarzma niewoli, pod którym jęczą
— pisał „Kurier Polski” z 3 stycznia
1831 r.
Wciąż jednak wydawało się, że możliwe jest
zakończenie zrywu przez kompromis polityczny z Petersburgiem.
10 grudnia Warszawę opuściła delegacja udająca się do stolicy Rosji.
Mikołaj I zażądał wydania powstańców i powrotu Królestwa pod jego
władzę. W obliczu tych żądań Chłopicki zrezygnował
z urzędu dyktatora.
Detronizacja
25 stycznia 1831 r. Sejm uchwalił
detronizację Mikołaja I. Akt ten stanowił faktyczną deklarację pełnej
niepodległości Królestwa Polskiego.
Naród zatem polski,
na Sejm zebrany, oświadcza: iż jest niepodległym ludem
i że ma prawo temu koronę polską oddać, którego godnym jej uzna,
po którym z pewnością będzie się mógł spodziewać,
iż mu zaprzysiężonej wiary i zaprzysiężonych swobód święcie
i bez uszczerbku dochowa
— stwierdzali parlamentarzyści. Przed Zamkiem
Królewskim zebrał się w tym czasie kilkutysięczny tłum żądający
natychmiastowej detronizacji cara. W ten sposób rozpoczynała się trwająca
do października 1831 r. wojna z Rosją.
Spór historyków
Po upadku insurekcji do dziś
w polskiej historiografii trwają spory dotyczące szans powstańców
na zwycięstwo. Polscy dowódcy są oskarżani o kunktatorstwo, brak
wiary w wiktorię i niewykorzystanie sukcesów polskich żołnierzy.
Część historyków uważa, że jedyną szansą na odzyskanie niepodległości
lub obronę autonomii Królestwa Polskiego było poparcie mocarstw europejskich
i rozwiązanie tej sprawy w trakcie konferencji międzynarodowej.
W maju 1831 r., czyli
okresie bitwy pod Ostrołęką, Talleyrand podjął próbę stworzenia wraz
z Wielką Brytanią wspólnej noty dyplomatycznej. Po przegranej wojsk
polskich pod Ostrołęką stwierdził, że takie działanie zaogniające stosunki
z Petersburgiem może być zbyteczne. Tak rzeczywiście było.
We wrześniu padła Warszawa, a minister spraw zagranicznych Francji
Horacy Sébastiani powiedział w parlamencie, że porządek panuje
w Warszawie. Ta deklaracja wywołała trwające czterodniowe rozruchy
w stolicy Francji
— powiedział w rozmowie z PAP prof.
Michał Kopczyński. Jednoznacznym poparciem Powstanie Listopadowe cieszyło się
wśród społeczeństw zachodniej Europy, również niemieckiego pogardzającego
pruskim absolutyzmem.
Pamięć o Powstaniu Listopadowym była jednym
z fundamentów polskiej świadomości historycznej w XIX wieku.
Trzydzieści lat po zakończeniu zrywu rocznica jego wybuchu stała się
okazją do organizacji wielkiej manifestacji patriotycznej mieszkańców
Warszawy. Odśpiewano wówczas pieśń skomponowaną przez Alojzego Felińskiego
na cześć cara Aleksandra I, zmieniając jej refren na: „Ojczyznę wolną racz
nam wrócić, Panie”. Manifestacja była jednym z wielu wystąpień związanych
ze wzrostem postaw antyrosyjskich, których wynikiem był wybuch w 1863
r. Powstania Styczniowego.