Mjr Hieronim
Dekutowski „Zapora”
70 lat temu, 7 marca 1949 r., w więzieniu na warszawskim Mokotowie władze komunistyczne wykonały wyrok śmierci na mjr. Hieronimie Dekutowskim ps. Zapora – żołnierzu Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, cichociemnym, dowódcy oddziałów partyzanckich AK i WiN
Amnestia jest dla bandytów, a my
jesteśmy Wojsko Polskie!
Mjr Hieronim Dekutowski „Zapora”
Osuszył czas mokradła krwi,
Czerwone słońce znów w zenicie...
Czy warto było w wojny dni
Za taki kraj oddawać życie?
Słychać pokoleń drwiący śmiech,
To komuniści mają święto,
Lecz Mądry Bóg w Osobach Trzech
Pamięta, za co Was wyklęto.
Zanim ostatni pójdzie z Was
W niebieskiej partyzantce służyć,
Wszyscy staniemy jeszcze raz.
Może historia się powtórzy...
Ujada sztab lewackich szmat
I wściekle wrzeszczy swołocz UBecka
Że tamtą Polskę uznał świat,
Gdy armia tkwiła w niej sowiecka.
Amerykański pisze Żyd
O Waszej za holocaust winie,
Obce Żydowi słowo "wstyd",
Choć w polskiej chował się rodzinie.
Zanim ostatni pójdzie z Was
W niebieskiej partyzantce służyć,
Wszyscy staniemy jeszcze raz.
Może historia się powtórzy...
Wystawę oto macie dziś,
Skoro najlepszą bronią pamięć
I groźna tej wystawy myśl
- Że wolnych ludzi nic nie złamie.
Niech się prostuje nieszczęść splot
I niechaj drżą moskiewskie karły.
Hańba wierzącym w Sierp i Młot,
Chwała za niepodległość zmarłym.
Zanim ostatni pójdzie z Was
W niebieskiej partyzantce służyć,
Wszyscy staniemy jeszcze raz.
Może historia się powtórzy...
Czerwone słońce znów w zenicie...
Czy warto było w wojny dni
Za taki kraj oddawać życie?
Słychać pokoleń drwiący śmiech,
To komuniści mają święto,
Lecz Mądry Bóg w Osobach Trzech
Pamięta, za co Was wyklęto.
Zanim ostatni pójdzie z Was
W niebieskiej partyzantce służyć,
Wszyscy staniemy jeszcze raz.
Może historia się powtórzy...
Ujada sztab lewackich szmat
I wściekle wrzeszczy swołocz UBecka
Że tamtą Polskę uznał świat,
Gdy armia tkwiła w niej sowiecka.
Amerykański pisze Żyd
O Waszej za holocaust winie,
Obce Żydowi słowo "wstyd",
Choć w polskiej chował się rodzinie.
Zanim ostatni pójdzie z Was
W niebieskiej partyzantce służyć,
Wszyscy staniemy jeszcze raz.
Może historia się powtórzy...
Wystawę oto macie dziś,
Skoro najlepszą bronią pamięć
I groźna tej wystawy myśl
- Że wolnych ludzi nic nie złamie.
Niech się prostuje nieszczęść splot
I niechaj drżą moskiewskie karły.
Hańba wierzącym w Sierp i Młot,
Chwała za niepodległość zmarłym.
Zanim ostatni pójdzie z Was
W niebieskiej partyzantce służyć,
Wszyscy staniemy jeszcze raz.
Może historia się powtórzy...
HIERONIM
DEKUTOWSKI
CICHOCIEMNY
Z LUBELSZCZYZNY (UR. 24.09.1918 R. W DZIKOWIE [OBECNIE TARNOBRZEG], ZM.
7.03.1949 R. W WARSZAWIE)
Hieronim Dekutowski wstąpił do Wojska Polskiego
pod koniec 1939 roku, jako ochotnik. Od tej chwili, aż do końca niespełna
31-letniego życia przyszło mu nieustannie prowadzić walkę z wrogami naszej
ojczyzny. Jego niezłomną postawę ukształtowało środowisko, w którym dorastał.
Przyszedł na świat we wsi pod Tarnobrzegiem, jako najmłodsze dziecko z
dziewięciorga rodzeństwa. W jego rodzinie żywa była tradycja Legionów Polskich.
W wieku szesnastu lat rozpoczął przygodę z harcerstwem, w którym nauczył się
nieocenionej w późniejszych latach sztuki orientowania się w terenie. W tym
samym okresie wstąpił do szkolnego hufca Przysposobienia Wojskowego. Nie bez
znaczenia był również fakt, iż od młodości był gorliwym katolikiem. Na kilka
miesięcy przed rozpoczęciem II wojny światowej zdążył zdać maturę.
W obliczu agresji niemieckiej, a następnie
sowieckiej przedostał się na Węgry, gdzie po internowaniu musiał uciekać z
obozu. Tak jak wielu Polaków przedarł się do sojuszniczej Francji by u jej boku
prowadzić walkę o wyzwolenie ojczyzny. W ten sposób pod koniec 1939 roku
wstąpił w szeregi świeżo sformowanej 2 Dywizji Strzelców Pieszych. Po
ukończeniu szkoły podoficerskiej i klęsce Francji w wojnie z III Rzeszą trafił
do formowanej w Wielkiej Brytanii I Brygady Strzelców. Moment ten stał się
zwrotnym dla jego późniejszych losów. Podjął wówczas decyzję o rozpoczęciu
kursu dla cichociemnych. Była to najszybsza droga prowadząca do Polski, jednak
zdołało z niej skorzystać zaledwie 316, gruntownie przeszkolonych żołnierzy,
będących elitą Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Wśród nich, po ukończeniu
szkolenia z zakresu dywersji, konspiracji i bytowania, znalazł się Hieronim
Dekutowski, który przyjął pseudonim „Zapora”. Służbę w okupowanym kraju
rozpoczął skokiem w nocy z 16 na 17 września 1943 roku, jednocześnie zostając
awansowanym do stopnia podporucznika. Po okresie aklimatyzacji, który
przechodzili wszyscy skoczkowie przeszkoleni na Wyspach Brytyjskich, został
skierowany do Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej Okręgu Lublin Armii
Krajowej. 8 stycznia 1944 roku objął, po aresztowanym przez Niemców
cichociemnym ppor. Stanisławie Jagielskim „Siapku”, dowództwo Oddziału
Dyspozycyjnego Kedywu i Komendy Kedywu Inspektoratu Rejonowego Lublin-Puławy
Armii Krajowej. Jego nowi podwładni, którzy niebawem mieli nabrać pełni zaufania
do zdolności dowódczych swojego przełożonego, początkowo jak wspominali byli
zdumieni niewielkim wzrostem „Zapory”. Jednak fakt ten bardzo szybko stał się
zupełnie nieważny. Bowiem, jak opisywał swojego dowódcę Marian Pawełczak
„Morwa”:
Komendant „Zapora” […] był człowiekiem silnym i niezwykle
wytrwałym. [...] był wspaniałym strzelcem.
Kilkakrotnie pokazał nam , jak się strzela z pistoletu, przedziurawiając pnie
młodych, dzikich drzewek leśnych o średnicy 3 – 4 cm z podrzutu, bez celowania
– w czasie jazdy wozem lub sankami, rozpędzonymi przez galopujące konie. Znał
również zasady walki wręcz.
Nade wszystko był dobrym i troskliwym dowódcą
dbającym o swoich ludzi. W celu lepszego dostosowania swojego oddziału do
terenu, w którym operował, podzielił go na patrole. Prawą ręką i zastępcą
„Zapory” został ppor. Stanisław Wnuk „Opal”. Swoją największą bitwę z Niemcami
żołnierze Dekutowskiego stoczyli 24 maja 1944 roku w lesie pod wsią Krężnica
Okrągła. Zatrzymali tam kolumnę kilkunastu wrogich ciężarówek, a następnie po
zaciętej walce, dzięki dobremu dowodzeniu i skutecznemu prowadzeniu ognia
zadali okupantowi znaczne straty zmuszając go do ucieczki. Łącznie, do czasu
wkroczenia na Lubelszczyznę Armii Czerwonej, „Zaporczycy” przeprowadzili w
ciągu pół roku ponad 80 akcji zbrojnych skierowanych przeciw okupantowi i
kolaborantom.
Po przejściu niemiecko-sowieckiego frontu,
zgodnie z poleceniem Komendanta Lubelskiego Okręgu Armii Krajowej Hieronim
Dekutowski rozwiązał swój oddział. Jednocześnie, nie mając złudzeń odnośnie
„wyzwolicieli” ze wschodu, postanowił się ukryć. Wraz ze swoimi żołnierzami
podjął jeszcze wysiłek marszu na odsiecz powstańczej Warszawie, jednak okazało
się, że Sowieci nie tylko sami nie planowali pomóc walczącej Stolicy, ale
również nie przepuszczali przebijających się do niej oddziałów Armii Krajowej.
Po tym epizodzie, aż do końca roku nie prowadził działalności bojowej,
pozostając w konspiracji.
Sowieckie i komunistyczne represje wobec ludzi
antyniemieckiego podziemia, polowania na akowców i masowe wywożenie ich do
łagrów zmusiły partyzantów, zmęczonych pięcioletnią wojną, do podjęcia kolejnej
akcji samoobrony wobec nowego zniewolenia. Wśród swoich dawnych żołnierzy
ponownie znalazł się komendant „Zapora”, który 29 stycznia 1945 roku działając
w porozumieniu z przełożonymi wydał rozkaz powołujący 8 pp Legionów. Zaledwie 8
dni później „Zaporczycy” stoczyli swoją pierwszą potyczką z siłami NKWD i Urzędu
Bezpieczeństwa. Początkowo niewielki liczebnie, oddział Dekutowskiego
nieustannie rozrastał się dzięki napływowi byłych akowców i dezerterów z
komunistycznego Ludowego Wojska Polskiego. Pod jego rozkazy zaczęły również
przechodzić całe oddziały. Późną wiosną 1945 roku „Zapora” miał pod swoją
komendą ponad 200 żołnierzy, których zgrupowanie zostało podzielone na kompanie
oraz plutony. Zorganizowani w ten sposób „Zaporczycy” do lata przeprowadzili
blisko 90 akcji, rozbijając posterunki Milicji Obywatelskiej i Urzędu
Bezpieczeństwa, likwidując szczególnie groźnych funkcjonariuszy oraz zwalczając
przestępczość. Przykładowo w sobotę 19 maja podczas powrotu zdobycznymi
ciężarówkami z wyprawy za San, oddział komendanta „Zapory” wjechał na rynek w
Kazimierzu Dolnym. „Zaporczycy” wysadzili zabarykadowane drzwi tamtejszego
posterunku Milicji Obywatelskiej, a następnie wyprowadzili rozbrojoną załogę
niszcząc jej karabiny. Po pouczeniu milicjanci zostali puszczeni wolno
natomiast funkcjonariusz Urzędu Bezpieczeństwa zginął podczas ucieczki.
Skuteczność kolejnych operacji i osobista odwaga bezpośrednio biorącego w nich
udział „Zapory” sprawiły, że w czerwcu Komenda Inspektoratu Lublin Delegatury
Sił Zbrojnych na Kraj podjęła decyzję o awansowaniu go do stopnia kapitana oraz
podporządkowaniu jego rozkazom wszystkich oddziałów partyzanckich na
Lubelszczyźnie. Funkcję zastępcy dowódcy pełnił kpt. Aleksander Głowacki
„Wisła”, a szefa sztabu kpt. Stanisław Wnuk „Opal”. Ten ostatni niebawem
postanowił skorzystać z ogłoszonej przez komunistów 22 lipca 1945 roku
amnestii. Ponieważ akcję ujawniania poparli też przełożeni z Delegatury Sił
Zbrojnych na Kraj, bardzo wielu marzących o normalnym życiu partyzantów
zdecydowało się ujawnić. Sam „Zapora” nie oceniając decyzji swoich podkomendnych
postanowił pozostać w konspiracji. Następnie w październiku podjął nieudaną
próbę przedarcia się przez Czechosłowację do alianckiej strefy w Niemczech.
W grudniu jeszcze raz podjął wysiłek stworzenia
oddziału. Tym razem działał w porozumieniu z Inspektoratem Lublin Zrzeszenia
„Wolność i Niezawisłość”. Jego szeregi znów zaczęły się wypełniać ludźmi, dla
których komunistyczny reżim przewidywał wieloletnie więzienie lub kary śmierci.
Pod dowództwem „Zapory” szukali schronienia też ludzie, którzy pomimo
ujawnienia się w ramach amnestii czuli się coraz bardziej zagrożeni przez
aparat bezpieczeństwa. Nowe zgrupowanie podzielone na pozostające w ciągłym
ruchu plutony nie tylko pozostawało nieuchwytne, ale w okresie od lutego 1946
roku do początku roku następnego nieustannie zadawało celne ciosy
komunistycznej władzy. Jego żołnierze byli umundurowani, dobrze uzbrojeni,
zdyscyplinowani i skuteczni. W lipcu 1946 roku zaledwie dwie grupy
„Zaporczyków” w sile kilkudziesięciu osób zdołały wyrwać się pod Radzicem
Starym kilkusetosobowej obławie. Miesiąc później na terenie Rzeszowszczyzny, w
Ostrowach Tuszowskich nie tylko pokonali wojska Armii Czerwonej, ale w trakcie
walki zdobyli na wrogu transporter opancerzony. Pobyt za Sanem zaowocował
podporządkowaniem się Dekutowskiemu miejscowych oddziałów, a on sam po powrocie
na Lubelszczyznę został awansowany do stopnia majora.
Inspektor Inspektoratu Lublin Zrzeszenia
„Wolność i Niezawisłość” Władysław Siła-Nowicki „Stefan” oceniając ówczesną
działalność tego wybitnego dowódcy pisał: cechowała go odwaga, szybkość decyzji, a
jednocześnie ostrożność i ogromne poczucie odpowiedzialności za ludzi.[...] Utrzymywał
żelazną dyscyplinę w podległych mu oddziałach. Dowodząc ponownie
dwoma setkami partyzantów „Zapora”, pomimo ciągłych obław i pościgów
wielokrotnie liczniejszych wojsk sowieckich oraz oddziałów NKWD, Urzędu
Bezpieczeństwa, Milicji Obywatelskiej i Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego,
nigdy nie doznał przegranej. Sytuacja jednak stawała się coraz bardziej
beznadziejna. 19 stycznia 1947 roku komuniści sfałszowali wybory, a 22 lutego
ponownie ogłosili amnestię mamiąc wycieńczonych ludzi podziemia możliwością
rozpoczęcia życia „od nowa”.
W tamtych dniach, jak wspominała ukochana
Dekutowskiego, Teresa Partyka-Gaj „Kotwica”, „Zapora” mówił,
że w tej chwili najważniejsza jest walka i zapytał mnie, czy zechciałabym na
niego zaczekać. Powiedziałam, że oczywiście. Rezygnacja z
szansy na bycie z najbliższą osobą, jak później zeznał była podyktowana troską
o jego żołnierzy: ta propozycja nie odpowiadała mi,
ponieważ byłem związany ze swoimi ludźmi trudem i walką, byłem przecież ich
dowódcą, więc nie chciałem umyć rąk i zostawić tych ludzi jak grupy bandyckiej
w terenie, bez dowództwa[…] i uważałem ujawnienie się bez
ludzi za nielojalne. Jego ukochana wspominała również rozmowę
„Zapory” z jej matką, której treść obrazowała prywatną tragedię tego dzielnego
człowieka: powiedział [...], że się boi, że będę go prosiła, żeby
się ujawnił, a on absolutnie nie chciał tego zrobić. […] martwił
się o swoich żołnierzy i powiedział mamie, że byłby bardzo szczęśliwy, gdyby on
i jego żołnierze mogli się ujawnić, na progu domu zostawić broń i nigdy więcej
nie wziąć jej do ręki. Powiedział, że jeśli się ujawni, to zginie. Zwierzył się
jej także, […]iż marzy o tym, żeby wziąć ze mną
potajemnie ślub w kościele. On wiedział, że nie może mnie narażać.
Ostatecznie po ośmiu latach praktycznie
nieustannej walki, wierząc, że realizuje wytyczne przełożonych, podjął
przygotowania do wyjazdu za granicę. Niestety najprawdopodobniej była to
prowokacja Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. 12 września 1947 roku mjr
Dekutowski wydał swój ostatni rozkaz, a w liście do kpt. Zdzisława Brońskiego
„Uskoka”, którego wyznaczył na dowódcę grup działających na północ od Lublina
napisał: opiekuj
się moimi ludźmi.
Kilka dni później dzięki informacjom
dostarczonym przez tajnych współpracowników bezpieki, w tym niestety samego
Stanisława Wnuka „Opala”, „Zapora” został aresztowany w Nysie wraz ze swoim
adiutantem Jerzym Miatkowskim „Zawadą”. W ręce ubeków wpadli również mający mu
towarzyszyć w wyjeździe Władysław Siła-Nowicki „Stefan”, Arkadiusz Wasilewski
„Biały”, Edmund Tudruj „Mundek”, Stanisław Łukasik „Ryś”, Roman Groński „Żbik”
i Tadeusz Pelak „Junak”. Aresztowani zostali poddani intensywnym przesłuchaniom
w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Będzinie, a następnie w
więzieniu przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie.
Jak wspominała narzeczona Dekutowskiego: chciałam
wtedy przyjechać do niego […] Nawet rodzonej siostry nie chcieli na
początku dopuścić do „Zapory”. Wiem z relacji, że kiedy przyszedł na widzenie,
miał tak zmienioną twarz, że w pierwszej chwili nie mogła go poznać, tak był
torturowany. Dla jeszcze większego upokorzenia w trakcie
procesu, w wyniku którego wszyscy z wyjątkiem Władysława Siła-Nowickiego
zostali skazani na śmierć, „Zaporczycy” musieli być przebrani w niemieckie
mundury.
Pomimo tego jak zapisał w swoim pamiętniku kpt.
„Uskok”: Z
jak najwyższym uznaniem należy ocenić postawę aresztowanych. Był to bodajże
jedyny z poważniejszych procesów, w którym nie udało się komunistom opluwać
sądzonych przez samooskarżenie. Z tego powodu nie robili nawet rozgłosu z
rozprawy. Niewątpliwie naszym bohaterom przez rok nie oszczędzono prób
zmierzających do zrobienia szmaty z człowieka, a jednak pozostali ludźmi.
Sam dowódca „Zaporczyków”, doskonały żołnierz i
prawy człowiek wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie został skazany
na siedmiokrotną karę śmierci. Zachowując do końca niezłomną postawę podjął
jeszcze nieudaną próbę ucieczki. Wyrok wykonano wieczorem 7 marca 1949 roku.
Major Hieronim Dekutowski oraz sześciu jego żołnierzy, ponownie przebranych w
niemieckie mundury, zostało zamordowanych w mokotowskim więzieniu. Miejsce ich
pochówku pozostawało tajemnicą przez 63 lata. Dopiero podczas prac
ekshumacyjnych prowadzonych w 2012 roku przez Instytut Pamięci Narodowej na
terenie kwatery „Ł” Cmentarza Wojskowego na warszawskich Powązkach natrafiono
na dół, w który wrzucono „Zaporę” i jego ludzi. Ich długa, żołnierska droga
zakończyła się 27 września 2015 roku, kiedy wreszcie spoczęli pochowani z
należnymi honorami w Panteonie – Mauzoleum Wyklętych – Niezłomnych na
wojskowych Powązkach.