My i Oni. Obowiązek
Bez podziału świata na My i Oni,
nie byłoby Polski.
Nawet ten twór, zwany III RP
powstał z dychotomii różnych postaw i poglądów, choć sprowadzonych do
wspólnego mianownika - „historycznego pojednania”.
Bez podziału na My i Oni nie
byłoby patriotyzmu, poczucia dumy narodowej, ruchów politycznych czy
religijnych.
Bez tego podziału nie byłby
możliwy opór przeciwko okupantowi, sprzeciw wobec komuny, wybór między
dobrem, a złem.
Dychotomia My – Oni jest w życiu
niezbędna. Organizuje i porządkuje nasz świat, pozwala odnaleźć grupową
tożsamość, wydobyć się z nieokreśloności
Bez Oni, nie byłoby My.
Poczucie odrębności wyznacza
granice tego, kim jesteśmy, do jakiego kręgu kultury należymy,
co identyfikujemy jako nasze.
Wskazanie wrogów, nazwanie obcych
- pełni ważną funkcję i buduje grupową solidarność. Jest konieczne, by
świat stał się uporządkowaną rzeczywistością, a nie chaosem
przypadkowych, nienazwanych relacji.
Dlatego Oni boją się podziałów.
Boją – szczególnie, gdy prowadzą
do budowania narodu, gdy identyfikują nas wokół wartości godnych miana
Polaka.
Dlatego nie pozwolili nam dobić
komuny, czyniąc z tego zaniechania największą winę mojego pokolenia. Choć
od dwóch dziesięcioleci dzielą nas sami, według mętnych kryteriów
własnego interesu, boją się, gdy my dokonujemy wyboru i wprowadzamy
kategorię niedostępną dla ich mentalności.
Dziś doprowadzili nas do muru,
poza którym nie ma drogi. Dzieląc nas nienawiścią do człowieka prawego,
drwiąc z naszych wartości i marzeń.
Postawili nas pod murem
obojętności na zło, przyzwolenia na rządy miernot i kanalii,
wymagając zgody dla rzeczy niegodnych i fałszywych.
Ale i tego było im mało. Gdy pod
ciężarem ich nienawiści zginął mój Prezydent, zażądali od nas milczenia,
wezwali do „pojednania” i narodowej amnezji. W imię lęku przed katem.
Zniewolenie każąc nazywać „pragmatyzmem”, kłamstwo - „polityką
pojednania”, a zdradę – „racją stanu”.
W obronie zafajdanych życiorysów i
marnych interesów, narzucają nam semantyczne oszustwo i żądają odstąpienia
od nazywania rzeczy po imieniu. Chcą dialektyki, w której prawa
oprawcy mierzy się zdolnością do deptania grobów ofiar.
Historia nie znosi idiotów i
błędów popełnianych ponownie. Doświadcza, lecz uczy.
Dla tych, którzy ją ignorują –
bywa bezlitosna i spycha ich w otchłań zapomnienia.
Dlatego podział na My i Oni jest
dziś konieczny. Nasz gniew jest konieczny. I nasz sprzeciw. Nie okazaliśmy
go, gdy był na to czas. Gdy żył nasz Prezydent i mieliśmy wokół ludzi na miarę
wolnej Polski.
Nie okazaliśmy go wcześniej, gdy
Książę Poetów wykrzyczał nam, że „naród dostał w pysk, napluto na niego,
na wszystkie jego marzenia.”
Milczeliśmy tak długo, aż wina za
smoleńską tragedię naznaczyła wszystkich i zatarła granice dobra i zła.
„Dusza polska jest chora, to
prawda. [...] Głównym symptomem tej choroby jest wszak przekonanie, że nic
od nas nie zależy, bo wszystkie ważniejsze role rozdano. To jest mentalność
człowieka zniewolonego. [...] Najważniejsze, żeby zobaczyć tę polską
niemoc i się wkurzyć. Im więcej ludzi to zobaczy i się wkurzy, tym większa
szansa, że coś się zmieni. Kiedyś widziałem w filmie taką scenę: mężczyzna
otwiera okno w środku nocy i krzyczy, że ma już dość i tak dalej być nie
może. Po jakimś czasie zaczynają tak się zachowywać inni i powstaje
reakcja zbiorowa. Może to jest jakiś pomysł?” – pytał przed laty prof.
Ryszard Legutko.
Trzeba się wreszcie wkurzyć i nie
powtarzać bredni o naszej jedności. Trzeba się wkurzyć, by nie usypiać
Polaków opowieściami, jak wspaniałym są społeczeństwem i jak zjednoczyli się
w obliczu tragedii.
Trzeba się wkurzyć, by zamknąć
drogę do kolejnej kampanii nienawiści. To, co chcą z nami zrobić Oni,
wymaga otwarcia okien i krzyku w środku nocy.
Wymaga wyznaczenia jawnej,
nieprzekraczalnej granicy - wobec retoryki rozmywania odpowiedzialności,
wobec pokusy relatywizowania postaw.
Wymaga wreszcie, by słowa i wybory
były wyrażane według jasnych kryteriów dobra i zła, bez światłocienia,
który jest mową oszustów.
Jeśli ten podział nie nastąpi,
będziemy skazani na „Polskę Ketmanów”, którzy usprawiedliwią każde
łajdactwo i z zaprzeczenia rzeczom niezaprzeczalnym uczynią wspólną normę.
To Oni - „światli naprawiacze
świata”, tchórzliwi konformiści, bufoni, karierowicze i pospolite kanalie,
stworzyli przestrzeń własnej miernoty, nieistniejące „państwo Ketmana”, w
którym próbują dyktować fałszywą wersję zdarzeń, pisaną językiem łgarzy.
W świecie, który wznoszą – ich
zaprzaństwo ma znieść wszelkie granice, zatrzeć hierarchie i zniszczyć
normy.
Ma przeczyć istnieniu naturalnego
porządku, w którym wybór (choćby i polityczny) dokonuje się zawsze w
kategoriach dobra i zła.
Nie wolno do tego dopuścić,
ponieważ „państwo Ketmanów” zabija nadzieję i niszczy prawdę
o rzeczywistości, drwiąc z ludzi zdolnych udźwignąć jej ciężar.
Nie wolno, bo takie państwo jest
śmiertelnym wrogiem człowieka, wszystkiego, co w nas słabe i potężne, co
czyni nas wolnymi i pozwala się zmierzyć z wyzwaniem. Nawet wówczas,
gdy przygniata nas ciężar tragedii.
My i Oni - to podział dziś
konieczny.
Kto boi się takiej dychotomii,
niech zostanie w „Polsce Ketmanów”.
Ten podział jest konieczny, by
stworzyć nową Polskę.
Maj- 2010
Ten tekst powstał przed ośmioma
laty, gdy zamach smoleński obnażył przepaść dychotomii My-Oni i ukazał
podziały, o których milczą „elity” tego państwa i nie chcą wiedzieć nasi
rodacy.
Tych podziałów nie tworzyły
„kwestie polityczne”, nie wyznaczył ich „światopogląd” ani różnice
w ocenie spraw polskich. Są konsekwencją półwiecza okupacji sowieckiej i
trzech dekad sukcesji komunistycznej, pod nazwą III RP. Są efektem
zainfekowania polskości obcym tworem komunizmu i narzucenia nam fałszywej
wspólnoty z Obcymi.
Wynikają ze „skazy pierworodnej”
okresu instalowania okupacji sowieckiej, gdy zgraję degeneratów i zdrajców
przywiezionych tu na ruskich czołgach, kazano uznawać za
przedstawicieli państwa polskiego i obdarzono nienależnym mianem Polaków.
Odtąd przyjęcie fałszywej normy – jakoby Polakiem był ten, kto urodził się
na terytorium naszego kraju i posiada tzw. obywatelstwo, determinuje oceny
dotyczące polskości.
Jeśli po zamachu smoleńskim, nie
udało się obalić „państwa ketmanów” , ogromne zasługi w tym procederze
mają ludzie mieniący się dziś „prawicą” i „narodową reprezentacją”.
Ci ludzie – wzorem szalbierzy z
lat PRL-u, nawołują nas do zabójczej „zgody narodowej”, każą „zapominać i
wybaczać”, a wzywając do respektowania „praw opozycji” i budowania wspólnoty
z apatrydami, niszczą tożsamość narodową i skazują nas na zatracenie.
Fałszywa retoryka „jednania ponad
podziałami” i poszukiwania „kompromisów” z Obcymi, zniszczyła w
nas dumę z polskości i sprawiła, że ograniczamy się do małych, żałosnych
aspiracji – w rodzaju „bycia w UE”, praktykowania „przyjacielskich
relacji” lub wiary w partyjne „mechanizmy demokracji”.
Jeśli są dziś tacy, którzy nadal
nie potrafią zrozumieć haniebnych zachowań tzw.”opozycji”, jeśli nadal
epatuje się nas antypolską retoryką tych środowisk, szokuje ich zaprzaństwem i
dowodami obcości –to tylko dlatego, że obecne państwo, z jego partiami,
mediami i instytucjami historycznymi, odrzuca elementarną dychotomię My i
Oni i fałszuje obraz sukcesji komunistycznej.
Dekady „oswajania” z komunizmem, a
dziś – budowania „wspólnoty” z jego bękartami, zatarły zdolność takiego
postrzegania rzeczy i to, co było naturalne dla naszych przodków i decydowało
o zachowaniu tożsamości narodowej, stało się dziedzictwem dawno utraconym.
Świadomość, że czyny popełnione
przez sukcesorów komuny wykluczają z polskiej wspólnoty i są wymierzone w
naszą tradycję i interes narodowy – jest obca większości Polaków.
Obca dlatego, że ci, od których
winniśmy wymagać prawdy o realiach III RP i spełnienia obowiązku ukarania
zdrajców, okłamują nas parcianą retoryką i wiodą do kolejnego etapu „zgody narodowej”.
Uznawanie ludzi poprzedniego
reżimu za jakąś „opozycję”, nadawanie im praw honorowych, celebrowanie ich
słów i traktowanie z polityczną atencją – jest więcej niż głupotą i więcej
niż aberracją.
Jest zbrodnią fałszu, dokonywaną
na otumanionych i niezdolnych do obrony Polakach. Jest draństwem wobec
tych, którzy pamiętają jeszcze dzień 10 kwietnia 2010 roku.
Uczestniczące w tym procederze
rządowe „wolne media”, w których każde plugastwo owej „opozycji”, może
liczyć na uwagę i poczesne miejsce, działają na szkodę spraw polskich i
stanowią jedno z największych zagrożeń dla naszej wolności.
Ci ludzie, nie tylko uciekają
przed definicją państwa-sukcesji PRL, ale wbrew narodowym powinnościom
odrzucają podział na My-Oni i za szczyt patriotyzmu przyjmują dezyderat
„zgody budującej”. Tej „zgody”, w której zło miesza się z dobrem,
postępuje amnezja historyczna i wzrasta komuna z Obcymi.
Ordynarne kłamstwo o „podziałach
między Polakami” – szerzone dziś przez ludzi partii rządzącej, fałszuje
genezę historycznego konfliktu i obarcza nas niepopełnioną winą.
Od polityków PiS nie usłyszymy, że
nie Polacy są podzieleni i nie poglądy polityczne nas różnią.
Nie dowiemy się od nich, że nie
naszą winą jest stan jakiejś „wojny”, bo jedynymi wrogami są tutejsi Obcy,
którzy z polskością nie chcą mieć nic wspólnego.
Nikt też nie przyzna, że właściwym
„dialogiem” z antypolską zbieraniną, winna być infamia, banicja i
długoletnie więzienia.
Takimi apelami, jaki padł wczoraj
ze strony B. Szydło, na tzw. konwencji wyborczej PiS w Zakopanem - „Mamy
jeden dom i jedną ojczyznę. Szkoda czasu na to, byśmy się spierali,
kłócili. Bądźmy razem i na pewno wtedy przyszłość naszej ojczyzny będzie
miała dobre szanse”, ludzie owej „reprezentacji narodowej” wpisują się w
retorykę B. Komorowskiego, który tuż po zamachu smoleńskim, załganym
frazesem - „bądźmy wszyscy razem" próbował zacierać
nieprzekraczalne granice.
Odpowiedź udzieloną wówczas
Komorowskiemu - „Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o
świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę” - powtórzę dziś luminarzom
„dobrej zmiany”.
Powtórzę tym mocniej, im dalej
będą uciekali od prawdy o dychotomii My-Oni i stawali po
stronie magdalenkowych szalbierzy.
Tym chętniej, im gorliwiej będą
gardzili opinią „oszołomów” i stronili od twardych pytań.
Tacy, jak Szydło, Duda czy
Kaczyński, mogą się „jednać” - z kim tylko zechcą. Mogą pochylać
nad bełkotem „opozycji” i spełniać żądania antypolskiej hałastry. Mogą
„apelować” do stada Obcych i traktować z atencją pospolitych chamów. Wolno
im dążyć do „porozumienia i dialogu”, a nawet „wybaczać” - we własnym
imieniu.
Wolno, bo perspektywa owych
działaczy partyjnych, podobnych im redaktorów, publicystów
i „patriotycznych elit” , jest dalece inna niż ta, którą znają wyborcy.
W tej perspektywie – kreślonej
przez partyjne geszefty, profity władzy, dochody ze spółek, honoraria i
apanaże, nie może być miejsca dla ludzi, którzy na własnej skórze
doświadczyli dychotomii My-Oni i przez wiele lat muszą znosić butę Obcych.
Dla tych - bez koneksji i
środowiskowych układów, zmęczonych codziennymi problemami, porażonych
ogromem kłamstwa, zalewem podłości i nienawiści.
Dla tych, którzy utracili pracę
-często z powodu obrony własnego zdania, których prześladowano za krytykę
władzy, obronę rodziny i polskich wartości, których pozbawiano wolności i
poczucia bezpieczeństwa.
Dla tych, którzy płakali po
zamachu smoleńskim, byli bici na Krakowskim Przedmieściu,
nazywani „bydłem” przez reżimowych sługusów i „marginesem” przez
hierarchów Kościoła.
Dla tych, którzy zatracili
nadzieję i radość życia, bali się mówić i krzyczeć. Ludzi oszukanych
i poniżonych, spragnionych prawdy i sprawiedliwości, doświadczanych
realiami życia w komunistycznej hybrydzie.
Skrzywdzonych cicho i w ukryciu,
lub jawnie - „w majestacie prawa” stanowionego przez łotrów.
O takich ludziach, politycy PiS
zapomnieli równie łatwo, jak łatwo przyszło im wykorzystać ich gniew,
nadzieje i oczekiwania.
Jeśli nawet przypomną sobie, gdy
kolejna mistyfikacja „święta demokracji” zmusi małych demiurgów do
demagogii i taniego populizmu – nie ma to znaczenia.
Perspektywa, w jakiej ludzie
obecnej władzy oceniają sprawy polskie – nic mnie nie obchodzi.
Ich podległość wobec dyktatu Obcych, ich troska o „demokrację”, fałsz
języka i pojęć, zbyt są odrażające, by warte uwagi.
Oczekiwać od nich nazywania rzeczy
po imieniu lub wytyczenia granic dobra i zła – byłoby absurdem.
Takie oczekiwanie, trzeba
natomiast kierować do ludzi wolnych i rozumnych. Do tych, którzy
w podkreślaniu dychotomii My-Oni nie widzą okazji do wyrażenia własnych
frustracji lub szerzenia nienawiści, lecz dostrzegają w tym narodowy
obowiązek.
Wynika on z prostej zasady – nie
można zbudować Niepodległej na „kompromisie” Obcych z Polakami.
Nie da się stworzyć wspólnoty
narodowej na ukrywaniu prawdy, że moc „obywateli III RP” należy do grona
Obcych-apatrydów i nie ma żadnych związków z polskością.
Oni muszą być nazwani i wykluczeni
z narodowej gromady.
Nie z pragnienia naszej „zemsty” i
nie z „nienawiści”, ale dlatego, że każdym czynem, słowem i działaniem
sami potwierdzili znamiona obcości i dokonali ostatecznego wyboru.
Nie ma powodu, by takim, którym
polskość jawi się jako „nienormalność”, odbierać prawo odrzucenia tego
ciężaru.
Nie ma też powodu, by tym, którzy
w euro-unijnej magmie chcieliby "zakopywać Polskę aż po
sam czubek głowy, razem z tym czakiem ułańskim, razem z czapką krakuską”
- zabraniać „integracji” tak doskonałej, że prowadzącej do ich
zatracenia i anihilacji.
Obowiązkiem ludzi wolnych i
rozumnych jest troska o to, by nie dokonało się „wielkie zamazanie” i nie
pogrzebało żywych razem z upiorami. To obowiązek wytyczenia granicy, która
położy kres rozmywaniu odpowiedzialności i relatywizowaniu postaw.
Granicy, na której dychotomia My-Oni stanie się ozdrowieńczym darem, a nie
zdradliwym przekleństwem.
Gdy w przyszłym miesiącu będziemy
wspominali setną rocznicę odzyskania Niepodległej, niewiele będzie powodów
do radości.
Państwo zbudowane podczas
magdalenkowych libacji i utrzymywane mocą setek mitologii, tylko szalbierstwem
rzymskiej liczby imituje pokrewieństwo z II Rzeczpospolitą. W tym państwie
– wzorem PRL-u, Polacy i Obcy mają tworzyć fałszywą wspólnotę, a
zapominając – czym jest komunizm i kim są jego sukcesorzy - odrzucić dumę
z polskości.
Tym większy obowiązek spoczywa na
ludziach wolnych i rozumnych. Czas refleksji nad dziełem naszych przodków,
którzy odrzucili kompromis ze złem i uwolnili nas od jarzma władzy
Obcych, jest dobrą okazją, by z dychotomii My-Oni uczynić kolejny krok na
drodze długiego marszu.